We wtorek do parowozu coś nie miałam szczęścia…
Dobrze, że rano nie dałam rady się zwlec, bo spóźnienie było dwugodzinne. W Czerwonaku czekając zmarzłam jak cholera. Cysters dzielnie nadrabiał zaległości, spóźnienia miał już tylko dwadzieścia minut.
Na Franowie… no cóż, Franek zrobił mnie w jajo 😉 Prawdopodobnie z powodu robót na torach. I choć upolowałam coś innego, to nie tak miało być…
Więc z dnia 11 listopada mam tylko to jedno zdjęcie… w dodatku tendrem naprzód :p